sobota, 16 stycznia 2016

Jak gracie?


Handout do typowego polskiego scenariusza RPG w Warhammerze. Zadaniem graczy będzie odzyskanie kozy przepitej w karczmie od chytrego elfa Szlagbauma*

Grami RPG zajmuję się regularnie od około półtorej roku. Chociaż nie mam doświadczenia weteranów grających w pierwsze edycje Warhammera jeszcze przed Drugą Wojną Światową, to mam swoje spostrzeżenia na temat tej formy spędzania czasu z przyjaciółmi, którymi będę się dzielił w przyszłych postach. Prócz tego próbuję zrozumieć dlaczego tak popularne jest u nas granie nie zawsze takie, jakiego bym sobie życzył. Ostatnio w grupie zamkniętej na Facebook'u "Panie i Panowie, zagrajmy w RPG" dowiedziałem się paru rzeczy o polskich graczach, które uzupełniły mi kilka luk w mojej teorii na temat specyfiki polskiego RPG. W telegraficznym skrócie brzmi ona (werble):

"eRPeGi dla Polaka jak odtrutka na Mickiewa i Słowaka"

Dlaczego tak sądzę? Już wyjaśniam. Zawsze dziwiło mnie jak popularne są w Polsce scenariusze, w których postaci graczy należą do kategorii antybohaterów, a mistrzowie gry rzucają im takie wyzwania jak misja-PvP "Kto Pójdzie Po Następną Flaszkę", czy misja-quest "Zdobądź Miedziaka Na Flaszkę", albo misja-horror "Flaszka Wypadła Ci z Rąk na Chodniku" Nawet sesje, które w zamyśle mają być bohaterskie i epickie, nieść ze sobą jakieś wartości i nauczyć czegoś graczy o sobie często kończą się tam, gdzie się zaczęły, czyli w karczmie.
Krasnoludy są w nich powszechnie szanowanymi istotami, które pomimo nie dorastania (hehe) do pewnych zadań, a może właśnie z tego powodu, znajdują sobie miejsca w sercach graczy. Przeciwstawione są elfom, idealnym wersjom ludzi, które swoją wrażliwością, doskonałością i wyszukanym smakiem proszą się tylko o szlag. Ostatnio w dyskusji dowiedziałem się, że taki styl grania ma nawet swoją nazwę: "Jesienna Gawęda" i został spopularyzowany przez Ignacego Trzewiczka. Różne są opinie na jego temat, ale jedno trzeba mu przyznać - jak nikt potrafi dostrzec rynkowe nisze dla nowych RPG-ów czy planszówek, a to co robi często podoba się Polakom. Zakładam więc, że z "Jesienną Gawędą" też trafił w 10.

Ok, skoro już wiemy jak gramy, to może zastanówmy się teraz dlaczego. To oczywiście będzie całkowicie moje wynurzenie oparte na obserwacji graczy w naturalnym środowisku, gdyż nie istnieją żadne badania na których mógłbym się oprzeć. Pomyślmy: skąd w naszych sesjach tyle przyziemności i zwykłych ludzkich dramatów, że starczyłoby na cały sezon Trudnych Spraw? Sądzę, że winę ponosi nasz system edukacji, a konkretnie waga jaką przywiązuje się do dzieł romantycznych. Dzieła bardzo emocjonalne, mocno związane nie tylko z epoką, ale nawet bezpośrednio z wydarzeniami historycznymi. Ponieważ ich uniwersalność była minimalna, to trzeba było wtłoczyć uczniom do głów dlaczego były tak doskonałe, a Słowacki wielkim poetą był. A wtłaczanie do głów, niestety, rodzi sprzeciw.
Co można więc przeciwstawić wróżbiarstwu, delirycznym wizjom, istotom nadprzyrodzonym, cierpieniu ludzkiemu wzniesionemu do rangi męczeństwa? Ano właśnie: nieuchronność konsekwencji, twarde stąpanie po ziemi, naturalistyczny obraz świata i ukazanie bezsensu ludzkiego cierpienia.
I to właśnie Mickiewicz i Słowacki tłuczeni do głów młodym Polakom zafundowali nam Jesienną Gawędę, Jakub Wedrowycza i być może nawet Wiedźmina, który też jest mocno przyziemnym bohaterem. Przynajmniej według mnie. Ciekaw jestem co sądzicie o tej koncepcji.

*"Ostatnia Chudoba" Aleksandra Kotsisa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz